Niedawno miałam okazję przeczytać książkę Sylvi Plath. Dotąd nie słyszałam o tej pisarce, więc nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej powieści. „Szklany klosz” okazał się książką, która powstała na motywach jej życia.
Tytuł książki mnie zmylił – byłam pewna, że będzie to powieść o osobie, która była więziona czy dręczona. Moje domysły były jednak bliskie prawdy- główna bohaterka cierpiała przez swoja chorobę. Z pozoru normalna z biegiem czasu stawała się „zagubiona”. Jej „więzieniem” był jej własny umysł. Stawała się obojętna na otaczający ją świat. Jej doświadczenia życiowe bardzo wpłynęły na jej psychikę. Nie chciała mieć dzieci, gdy dowiedziała się jak przychodzą na świat. Wszystko, co przeżyła, powodowało pogłębiającą się chorobę psychiczną.
Pierwsze samobójcze próby bohaterki. Czytając, zastanawiałam się, dlaczego to robi. Czy życie nie było dla niej nic warte? Mogłaby osiągnąć wszystko, była zdolna i inteligentna. Lecz się zagubiła. Trafiła do szpitala psychiatrycznego. Tam spotkała się z innymi chorymi takimi jak ona. Zmieniła szpital na prywatny, w poprzednim popadała w obłęd. Spotkała tam swoją znajomą, także chorą psychicznie. Razem próbowały pokonać chorobę. W końcu jej przyjaciółka nie wytrzymała, popełniła samobójstwo…

„Dla człowieka siedzącego pod szklanym kloszem, znieczulonego na wszystko, zatrzymanego zatrzymanego rozwoju jak embrion w spirytusie, całe życie jest jednym wielkim złym snem.”
Powieść tą polecam każdemu, kto chce oderwać się od codzienności, a chce poznać życie i uczucia zagubionej istoty.

Elżbieta Galija